Tym razem nie będzie o Maladze, ani pawiach, ani nawet o plamach.
Będzie o Babci Werci, która odeszła w minioną sobotę. Dziś był pogrzeb. Nie mogliśmy w nim uczestniczyć. Dziewczyny się pochorowały (tak, tak, w tropikach też zdarzają się przeziębienia). A lot z przesiadkami z chorymi dziećmi byłby mało odpowiedzialną decyzją.
Ale miało być o Babci. Od kilku lat chorowała. Ostatnie tygodnie były dla niej ogromną męczarnią i wszyscy spodziewaliśmy się, że TEN dzień nadejdzie. I nadszedł. A jednak nagle.
Jaka była Babcia? Kto ją znał to wie :)
Kiedy byłam w liceum i nie było jeszcze telefonów komórkowych (tak dawno temu to było!), koledzy z rozkoszą wydzwaniali do mnie, by usłyszeć Babcię. Telefon stał zaraz obok telewizora i Babcia była naszą "sekretarką". A czemu dzwonili? Bo Babcia z rozkosznym wileńskim akcentem informowała, że "Agnieszka właśnie robi kupę i nie może podejść do telefonu", albo że "Agnieszki nie ma, ale jak wróci to na obiad zje zupę grzybową" :)
Zajmowała się nami, jak rodzice pracowali. Robiła wyborne racuchy. I choć nie przepadałam za innymi jej kulinarnymi wyczynami i tak nie miałam wyjścia. Zjeść było trzeba, "bo kto to widział, żeby dziecko takie chude było". A jako niejadki, miałyśmy z siostrą na to sposób: zjadałyśmy z zupy tylko "wodę", a resztę... wlewałyśmy sobie do kieszeni przepastnych dżinsów o kroju typowym dla mody lat 80-tych. Tylko mama potem dziwiła się skąd te plamy :)
Jak bolało mnie ucho, Babcia wkładała mi liście geranium. Nie było opcji by je wyjąć! Nawet jak koledzy przychodzili z lekcjami. Więc przyjmowałam gości z wystającymi z uszu zielonymi gałęziami. Ale działało!
Będzie o Babci Werci, która odeszła w minioną sobotę. Dziś był pogrzeb. Nie mogliśmy w nim uczestniczyć. Dziewczyny się pochorowały (tak, tak, w tropikach też zdarzają się przeziębienia). A lot z przesiadkami z chorymi dziećmi byłby mało odpowiedzialną decyzją.
Ale miało być o Babci. Od kilku lat chorowała. Ostatnie tygodnie były dla niej ogromną męczarnią i wszyscy spodziewaliśmy się, że TEN dzień nadejdzie. I nadszedł. A jednak nagle.
Jaka była Babcia? Kto ją znał to wie :)
Kiedy byłam w liceum i nie było jeszcze telefonów komórkowych (tak dawno temu to było!), koledzy z rozkoszą wydzwaniali do mnie, by usłyszeć Babcię. Telefon stał zaraz obok telewizora i Babcia była naszą "sekretarką". A czemu dzwonili? Bo Babcia z rozkosznym wileńskim akcentem informowała, że "Agnieszka właśnie robi kupę i nie może podejść do telefonu", albo że "Agnieszki nie ma, ale jak wróci to na obiad zje zupę grzybową" :)
Zajmowała się nami, jak rodzice pracowali. Robiła wyborne racuchy. I choć nie przepadałam za innymi jej kulinarnymi wyczynami i tak nie miałam wyjścia. Zjeść było trzeba, "bo kto to widział, żeby dziecko takie chude było". A jako niejadki, miałyśmy z siostrą na to sposób: zjadałyśmy z zupy tylko "wodę", a resztę... wlewałyśmy sobie do kieszeni przepastnych dżinsów o kroju typowym dla mody lat 80-tych. Tylko mama potem dziwiła się skąd te plamy :)
Jak bolało mnie ucho, Babcia wkładała mi liście geranium. Nie było opcji by je wyjąć! Nawet jak koledzy przychodzili z lekcjami. Więc przyjmowałam gości z wystającymi z uszu zielonymi gałęziami. Ale działało!
Kiedyś mam nadzieję odszukam nagrania, gdzie Babcia opowiada o życiu na Wileńszczyźnie, o wojnie widzianej jej oczami. O tym jak ucieszyła się z jej wybuchu, bo do wojska zabrali narzeczonego, którego wcale nie chciała.
Podzielę się nimi, bo są cudne. I ten akcent!!!
Podzielę się nimi, bo są cudne. I ten akcent!!!
I jeszcze jedno. Babcia skończyła 4 klasy. Nie czytała książek. Opowiadała nam bajki, takie jakie opowiadano jej.
A wychowywała nas Mickiewiczem:
"Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze".
Słysząc to dziatki biegą wszystkie razem,
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klękają obrazem
I zaczynają paciórek.
Całują ziemię, potem: "W imię Ojca,
Syna i Ducha świętego,
Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca,
Teraz i czasu wszelkiego".
Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę,
Dziesięcioro i koronki,
A kiedy całe zmówili pacierze,
Wyjmą książeczkę z kieszonki:
I litaniją do Najświętszej Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem
"Najświętsza Matko - przyśpiewują dziatki,
Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!"
Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą:
"Tato, ach, tato nasz jedzie!"
Obaczył kupiec, łzy radośne leje,
Z wozu na ziemię wylata;
"Ha, jak się macie, co się u was dzieje?
Czyście tęskniły do tata?
Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?
A ot rozynki w koszyku".
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi,
Pełno radości i krzyku.
"Ruszajcie - kupiec na sługi zawoła -
Ja z dziećmi pójdę ku miastu".
Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.
Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noże za pasem, miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława.
Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły,
Tulą się pod płaszcz na łonie;
Truchleją sługi, struchlał pan wybladły,
Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie.
"Ach, bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek,
Tylko puszczajcie nas zdrowo,
Nie róbcie małych sierotami dziatek
I młodej małżonki wdową".
Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga,
Zabiera konie, a drugi
"Pieniędzy!" krzyczy i buławą sięga,
Ów z mieczem wpada na sługi.
Wtem: "Stójcie, stójcie!" - krzyknie starszy zbójca
I spędza bandę precz z drogi,
A wypuściwszy i dzieci, i ojca,
"Idźcie, rzekł, dalej bez trwogi".
Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie:
"Nie dziękuj, wyznam ci szczerze,
Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie,
Gdyby nie dziatek pacierze.
Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało,
Darzą cię życiem i zdrowiem;
Im więc podziękuj za to, co się stało,
A jak się stało, opowiem.
Z dawna już słysząc o przejeździe kupca,
I ja, i moje kamraty,
Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca
Zasiadaliśmy na czaty.
Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty,
Modlą się dziatki do Boga,
Słucham, z początku porwał mię śmiech pusty,
A potem litość i trwoga.
Słucham, ojczyste przyszły na myśl strony,
Buława upadła z ręki;
Ach! ja mam żonę, i u mojej żony
Jest synek taki maleńki.
Kupcze! jedź w miasto, ja do lasu muszę;
Wy, dziatki, na ten pagórek
Biegajcie sobie, i za moję duszę
Zmówcie też czasem paciórek".
BABCIU, SPOCZYWAJ W POKOJU.
A wychowywała nas Mickiewiczem:
"Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze".
Słysząc to dziatki biegą wszystkie razem,
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klękają obrazem
I zaczynają paciórek.
Całują ziemię, potem: "W imię Ojca,
Syna i Ducha świętego,
Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca,
Teraz i czasu wszelkiego".
Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę,
Dziesięcioro i koronki,
A kiedy całe zmówili pacierze,
Wyjmą książeczkę z kieszonki:
I litaniją do Najświętszej Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem
"Najświętsza Matko - przyśpiewują dziatki,
Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!"
Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą:
"Tato, ach, tato nasz jedzie!"
Obaczył kupiec, łzy radośne leje,
Z wozu na ziemię wylata;
"Ha, jak się macie, co się u was dzieje?
Czyście tęskniły do tata?
Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?
A ot rozynki w koszyku".
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi,
Pełno radości i krzyku.
"Ruszajcie - kupiec na sługi zawoła -
Ja z dziećmi pójdę ku miastu".
Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.
Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noże za pasem, miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława.
Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły,
Tulą się pod płaszcz na łonie;
Truchleją sługi, struchlał pan wybladły,
Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie.
"Ach, bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek,
Tylko puszczajcie nas zdrowo,
Nie róbcie małych sierotami dziatek
I młodej małżonki wdową".
Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga,
Zabiera konie, a drugi
"Pieniędzy!" krzyczy i buławą sięga,
Ów z mieczem wpada na sługi.
Wtem: "Stójcie, stójcie!" - krzyknie starszy zbójca
I spędza bandę precz z drogi,
A wypuściwszy i dzieci, i ojca,
"Idźcie, rzekł, dalej bez trwogi".
Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie:
"Nie dziękuj, wyznam ci szczerze,
Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie,
Gdyby nie dziatek pacierze.
Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało,
Darzą cię życiem i zdrowiem;
Im więc podziękuj za to, co się stało,
A jak się stało, opowiem.
Z dawna już słysząc o przejeździe kupca,
I ja, i moje kamraty,
Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca
Zasiadaliśmy na czaty.
Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty,
Modlą się dziatki do Boga,
Słucham, z początku porwał mię śmiech pusty,
A potem litość i trwoga.
Słucham, ojczyste przyszły na myśl strony,
Buława upadła z ręki;
Ach! ja mam żonę, i u mojej żony
Jest synek taki maleńki.
Kupcze! jedź w miasto, ja do lasu muszę;
Wy, dziatki, na ten pagórek
Biegajcie sobie, i za moję duszę
Zmówcie też czasem paciórek".
BABCIU, SPOCZYWAJ W POKOJU.